Wszystkie wpisy, których autorem jest Amin

NOTATKI Z EKO-PODZIEMIA AUTO DA FE

ciąg dalszy synchroniczności w kolejnej odsłonie pełnego znaczenia przypadku, z metodą I Ching, na mocnym przykładzie warszawskiego samospalenia, w osobisto-uniwersalnej perspektywie tzn. jak bliskie jest nam to, co się dzieje.

W drodze do obozu obrońców, w przeddzień samospalenia (18 października) zatrzymałem się w Krakowie, u przyjaciela Maćka, który ostatnio wydał poczytną książkę (patrz: Przyducha). Nie powiem, bym dotarł do niego w najlepszej formie, co może potwierdzić. Po intensywnym sezonie działań, w czasie którego wystrzelony zostałem na orbitę okołoziemską (czytaj: teoria Gai :) czułem się jakbym z tej orbity nie mógł wrócić i spocząć gdzieś na twardym gruncie.
 Skończyły się podróże po kraju i zagranicy, konferencje, spotkania, festiwale i warsztaty… Ogromna wymiana wiedzy, aż po nadmiar doświadczeń i nowych znajomości, bardzo ciekawych swoją drogą.. by nie zrzucać z siebie odpowiedzialności zaniedbania kilku spraw i relacji, nie chcę pisać „z powodu których” znalazłem się na jesieni i w nadchodzącej zimie znowu bez widoku na dom. Bez tragedii, bo to stan przecież normalny w sytuacji braku stałego miejsca zamieszkania, które przecież z drugiej, lepszej strony zwane jest dumnie nomadyzmem :)

W zeszłym roku w podobnych okolicznościach, kiedy zbliżała się zima a ja nadal mieszkałem w domku w ogrodzie, koleżanka Lena oddała mi do dyspozycji eleganckie mieszkanie, za co jej w tym miejscu po raz kolejny dziękuję, bo mogłem przygotować i przeprowadzić zimowy kurs objazdowy po miastach. To była duża akcja permapropagandy :-) przewinęło się ponad 200 osób, setka regularnie.. potem była seria warsztatów projektowania, a teraz do Puszczy – zdecydowałem zanim dotarło do mnie, co na ten temat ma do powiedzenia Wyrocznia.
 — Jedź – potwierdził Maciek – z racji twojej działalności powinieneś.
 — Niech tak będzie – rzuciłem monety i narysowałem pierwszą linię heksagramu: ciągła..

I Ching, starożytna chińska Wyrocznia. Konsultuję się z nią w sytuacjach, kiedy nie wiem dokąd i jak, czy w ogóle w rozterce i w każdej innej niejasności. Lubię bo jest obiektywna i nie ma w niej ryzyka manipulacji: rzucam monetami, rysuję heksagram i czytam odpowiedź z Księgi Przemian, którą oczywiście należy zinterpretować. Nie ma w tym żadnego „czary-mary”, to prosta i uporządkowana metoda integrowania irracjonalnego wymiaru Wszechświata, otwarcia na Nieznane, na wskazówki i podpowiedzi Uniwersalnej Świadomości, wyrażone w pięknym w symboliczno-onirycznym przekazie :-) I Ching to również świetna metoda duchowego samorozwoju, autopsychoterapi a także znajdowania Drogi 1)↓ (jeśli jesteście zainteresowani warsztatami, można zorganizować ;)
 ..tak więc w poszukiwaniu wskazówki i jako komentarz do rzeczywistości poprosiłem Wyrocznię o wypowiedź i rzuciłem monetami w obecności Maćka (sześć razy) aż powstał heksagram z dwoma liniami przejścia. Numer 30 czyli Fire (I Ching czytam po angielsku).

To co powiedziała Wyrocznia było jak zwykle bardzo ciekawe, na temat i głęboko zastanawiające..

— Hm… – zamruczał pod nosem Diogenes Kot. – Niezłe podsumowanie moich ostatnich dokonań.. – i głośniej w stronę Maćka – An excitable and restless man consumes himself like a meteor.. Restless jak meteor, pasuje! Jadę do Puszczy. Przypnę się do harvestera i spalę! Niezły koniec ekoagitacji! TAK! – wykrzyknął, aż się wzdrygnąłem. Co za pomysł przyszedł mu do głowy? Może wypłynął z recenzji „Przyduchy”, która porównana w niej została do nowej Małej Apokalipsy?
 — Nic byś nie osiągnął – powiedział Maciek – zrobili by z Ciebie cierpiącego na depresję wariata. Czytaj dalej…

Sześć na pozycji piątej:
„Here the zenith of life has been reached. Were there no warning one would at this point consume oneself like a flame. Instead, understanding the vanity of all things, one may put aside hope and fear, and sigh and lament: if one is intent on retaining his/her clarity of mind, good fortune will come from this grief. For here we are dealing not with a passing mood but with a real change of heart.”

Kocham I Ching za wiecznie pozytywny przekaz, chociaż nie zawsze klarowny. Warto nad nim pomedytować, poczytać spokojnie, przespać się, dać czas podświadomości na głębsze przetrawienie symboliki i rano wrócić do tekstu jeszcze raz – sugeruje mistrz. Zrobiłem tak delektując się z rana niektórymi frazami niczym przetaczanymi w ustach landrynkami :) i podniesiony na duchu utwierdziłem się w przekonaniu, że naprawdę warto pytać o zdanie Wyrocznię.
 Pożegnałem się z Maćkiem i w drogę do Puszczy z planowanym przystankiem w Warszawie. Po czterech godzinach nieprzerwanej jazdy, zaparkowałem pojazd na rejestracjach SCI, na znanym mi zakazie, na Emilii Plater :) i poszedłem do sklepu Kooperatywy Dobrze na Wilczą. Po chleb z samopszy.. Kiedy witałem się tam z Ka Bodhi, pod Pałacem Kultury Piotr S. oblewał się benzyną..

Wieczorem dotarłem do kolegi Daniela na umówiony nocleg. Od razu zapytał, czy słyszałem o gościu, który się spalił… że krążą informacje na fejsie i a poza tym niewiele wiadomo, bo media milczą nawet te niereżimowe.
 — Spalił się? Dzisiaj pod Pałacem?? – usłyszałem Diogenesa Kota, który wczoraj u Maćka wykrzyczał, że ma zamiar tego dokonać! Uderzająca synchroniczność! Również „Przyducha” Maćka w świetle tego samospalenia nabrała realnego odniesienia. Czujecie jak adekwatnie Wyrocznia odniosła się do rzeczywistości?

Następnego dnia rano, zanim zabrałem nieznaną mi jeszcze wtedy koleżankę Martę (z fejsowej grupy obrońców) i zanim razem ruszyliśmy z Warszawy do Puszczy, dowiedziałem się, że wieczorem została spacyfikowana blokada okupująca od dwóch tygodni Wilczą Trybę.. Zastanawialiśmy się po drodze, jakie nastroje zastaniemy na miejscu? Po kilku godzinach jazdy „z odsieczą”, kiedy dotarliśmy do kwatery głównej obozu w szkole w Teremiskach, okazało się zaskakująco spokojnie. Ludzie schodzili się powoli z patroli z lasu i z komisariatu.. Przynosili z sobą różne energie, mniej lub bardziej wzburzone, niektóre mroczne i zasysające, ale też wybuchowe, po niedawnej przemocy, pozostało w ciałach dużo adrenaliny, nieprzespana noc, a ponadto w Warszawie..

— Ktoś się spalił?! – to pytanie padło we wspólnej sali co najmniej kilka razy, co rusz ktoś nowy pytał, ktoś kto wracał i nie wiedział; pojawiało się też skojarzenie wczorajszego rozbicia blokady: że było z tym samospaleniem związane, bo podobno on zrobił to też dla Puszczy.
 — Spalił się?? – znowu ktoś zdziwiony.
 — Tak. Chociaż w mediach panuje w tej sprawie dziwna zmowa milczenia. Na fejsie krążą wieści, jest udostępniany też list tego człowieka. Chcecie posłuchać? – znalazłem go szybko na profilu Ka i zacząłem głośno czytać obecnym..

Po pierwsze: Protestuję przeciwko ograniczaniu przez władzę wolności obywatelskich.

Po drugie: Protestuję przeciwko łamaniu przez rządzących zasad demokracji, w szczególności przeciwko zniszczeniu (w praktyce) Trybunału Konstytucyjnego i niszczeniu systemu niezależnych sądów.

Po trzecie: Protestuję przeciwko łamaniu przez władzę prawa, w szczególności Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Protestuję przeciwko temu, aby ci, którzy są za to odpowiedzialni (m.in. Prezydent), podejmowali jakiekolwiek działania w kierunku zmian w obecnej konstytucji – najpierw niech przestrzegają tej, która obecnie obowiązuje.

Po czwarte: Protestuję przeciwko takiemu sprawowaniu władzy, że osoby na najwyższych stanowiskach w państwie realizują polecenia wydawane przez bliżej nieokreślone centrum decyzyjne związane z Prezesem PiS, nieponoszące za swoje decyzje odpowiedzialności. Protestuję przeciwko takiej pracy w Sejmie, kiedy ustawy tworzone są w pośpiechu, bez dyskusji i odpowiednich konsultacji, często po nocach, a potem muszą być prawie od razu poprawiane.

Po piąte: Protestuję przeciwko marginalizowaniu roli Polski na arenie międzynarodowej i ośmieszaniu naszego kraju.

Po szóste: Protestuję przeciwko niszczeniu przyrody, szczególnie przez tych, którzy mają ją chronić (wycinka Puszczy Białowieskiej i innych obszarów cennych przyrodniczo, forowanie lobby łowieckiego, promowanie energetyki opartej na węglu).

Po siódme…

Czytało mi się dobrze. Pewnym głosem, bez zająknięcia i przejęzyczeń. Jakbym sam to napisał.
Diogenes Kot.

   [ + ]

1. Do sprawnego działania I Ching potrzebna jest oczywiście wiara oraz przyjęcie założeń światopoglądowych, które można sprowadzić do idei synchroniczności (nieprzyczynowej zasady łączącej). Jako główna bohaterka wydarzeń pojawiła się już w ekopowiastce z wężem – w tym odcinku odegra nawet większą rolę, dlatego dodam jeszcze parę faktów: pojęcie synchroniczności wprowadził do nauki i filozofii Carl Gustaw Jung, po to by opisać zjawisko przytrafiających się w życiu każdemu z nas Pełnych Znaczenia Przypadków (Meaningful Coincidences). Wszystko jest ze sobą powiązane w bezustannym Byciu Tu i Teraz (patrz: The Connected Universe) i „nic nie dzieje się przypadkiem” a rzucone monety przekazują informację.

WĘŻOWA SYNCHRONICZNOŚĆ powiastka ekozoficzna

Mówiłem o tym na warsztatach, część z Was mogła już słyszeć jak zdarzyło mi się uratować zaskrońca, ale wtedy nie powiedziałem wszystkiego, dlatego dzisiaj proponuję Wam tę historię jako powiastkę ekozoficzną :)

W Ustroniu latem – miło wspomnieć o tej porze roku przejażdżkę rowerową wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Wisły, aż do turystycznego centrum gdzie z bulwaru nadrzecznego wjechałem na ulicę. W sezonie zdarza się tam spory ruch, owego dnia, w tamtej właśnie chwili nadjeżdżało z obu stron kilka samochodów, ale były na tyle oddalone i jechały na tyle wolno, że mogłem śmiało (ale też bez ociągania) włączyć się do ruchu.
 Zaledwie znalazłem się na prawidłowym pasie jezdni z pobocza dokładnie przede mnie wypełznął wąż, dorodny zaskroniec, miał na pewno ponad metr gdyby go rozciągnąć. Piękny. Błyszczący czarny metalik z pomarańczowymi zausznikami :-)

Na gładkiej asfaltowej nawierzchni wąż miał problem z przyczepnością, uwijał się w stresie jak wstęga w ręku gimnastyczki a wolny był tak, że można by go bez problemu złapać.. Żadnych punktów podparcia ani żadnego schronienia.. – bez pomocy nie przeżyłby tej próby przedostania się na drugą stronę, a działać trzeba było natychmiast: za mną zbliżał się samochód, z naprzeciwka też w odległości, że ten z tyłu mógłby zechcieć mnie wyprzedzić – bardzo niebezpieczna dla węża sytuacja, bo za chwilę znajdzie się na drodze rozpędzonego auta i zginie pod kołami.. – widziałem to co się zaraz stanie, więc dając znak ręką zjechałem na środek i zatrzymałem się z rowerem w poprzek wymuszając dla węża pierwszeństwo.

Gdybyście widzieli minę kierowcy, tego z tyłu co pierwszy musiał przystanąć – prowadził sportowe audi z obniżonym podwoziem – spojrzał na mnie z horrendalnym grymasem, a jego łysy pasażer z wyrazami: „gdzie z tym pedalskim rowerem? debilu!” ..w odpowiedzi wskazałem im węża, a wąż – wierzcie mi – był naprawdę imponujący w spowolnionym, nerwowo-płynnym ruchu. Ich wzrok zafalował za jego sinusoidą i zostali zahipnotyzowani urokiem, rozładowani z frustracji, a na twarze wylała im się błogość ;-)

Auto z naprzeciwka również przystanęło, kierowca widział z dala, że coś się dzieje. A wąż miał już blisko. Jak tylko sięgnął głową i szyją pierwszych kamyków, z nagła przyspieszył, wśliznął się i znikł był w zaroślach pobocza.
 Tym razem przeżył niebezpieczne przejście, można by powiedzieć: miał szczęście, że w przyczynowo-skutkowym łańcuchu zdarzeń wypełznął akurat przede mną. …można by mówić i na tym poprzestać, gdyby nie to, co stało się nieco wcześniej. Czytaj dalej

O sójce, świerszczu i strażniku leśnym chińska powiastka Zhuangzi (ekosystemowa)

Pewnego razu, gdy mistrz Zhuang przechodził przez lasek Tiaoling, nadleciała znienacka, od strony słońca dziwna sójka, miała skrzydła duże jak wrona, a oczy podobne do sokoła. Uderzyła w głowę Zhuanga i spłoszona wpadła między drzewa.
— Co za ptaszysko!? – wykrzyknął – Takie duże skrzydła ma, że latać nie umie, a oczy jak u sokoła, a mnie nie widzi

Chcąc zobaczyć co się stało i z ciekawości skręcił ze ścieżki i ruszył za sójką. Tam za krzakiem na jednym z listków zobaczył świerszcza, który znalazłszy piękny, rozgrzany słońcem zakątek, poczuł się tak dobrze, że aż się zagapił w błogostanie i nie zauważył zbliżającej się modliszki. Lecz modliszka łapiąc świerszcza przestała być czujna i pozwoliła zobaczyć się sójce, która chcąc pochwycić zdobycz, również straciła uwagę i w ten właśnie sposób – pojął w błysk mistrz Zhuang – wpadała mu na głowę.

— Zaiste, stworzenia czyhają jedne na drugie – westchnął – ..a nadto światem rządzi nieuchronne prawo konsekwencji. I logika zysku.
Odwrócił się i ruszył z powrotem na ścieżkę, lecz nie zdążył tam dotrzeć, bo zamyślony kołowrotem zdarzeń został zaskoczony przez strażnika leśnego, który wypisał mu mandat za chodzenie po lesie.

Po powrocie do domu mistrz zamknął się i nie odbierał telefonów (spędził tak podobno trzy miesiące) aż odwiedził go uczeń Lin Chü i zapytał: dlaczego udałeś się w odosobnienie i w nie pojawiasz się na agorze?
– Bo spacerując po cesarskim lesie Tiaoling podążyłem za dziwnym ptakiem, który zapomniawszy swego instynktu, uderzył mnie w głowę i wpadł między drzewa. A wtedy dostałem mandat za brak uważności.

KLUCZ DO KONSERW Salvia divinorum

Przekazu, który przychodzi Znienacka raczej nie powinno się ignorować – wielokrotnie miałem naukę – wskazuje Drogę i dokąd prowadzi nas w Las.

Tym razem na prośbę koleżanki, w przerwie między warsztatami projektowania perma tego lata, w sprawie serii webinarów, los rzucił mnie do ustronnej wioski na południu Polski, gdzie na skraju lasu sadowi się przyjazne eko-gospodarstwo.. Wydarzyło się tam coś z pozoru nieplanowane, chociaż w meandrach brzucha i umysłu przeczuwane. Bo tak miało być. Bo nic nie dzieje się przypadkiem, jak nie przypadkiem rośliny posiadają w sobie substancje co karmią lub takie co leczą nie tylko ciała, również dusze lub prowadzą na drodze poznania Wszechświata, aż po granicę a nawet dalej, czasem bezpowrotnie (jak wiadomo lekarstwo może być trucizną i vice versa :-)

Poza gospodarzami spotkałem tam kilka osób, byli to ludzie z różnych stron Polski, znajomi znajomych :) wśród nich jeden „bezdomny włóczęga” podobny do mnie, co szybko zostało zwerbalizowane w rozmowie, która potoczyła się skrótowo w stronę świętych roślin, grzybów i poszerzania świadomości albo inaczej mówiąc: ekosystemowego rozmiękczania ego.. Okazało się, że DeDe Szaman, tak dla bezpieczeństwa będę go nazywał, ma przy sobie (przywiózł z SudAmeryki) potężny, może najpotężniejszy ze znanych nam roślinnych kluczy do „drzwi percepcji”, ostrą „otwieraczkę do konserw ego” – szałwię wieszczą – Salvia divinorum – jak pięknie zwana jest w łacińskim żargonie botaników. 1)↓
 Słyszałem o tej roślinie już parę historii, ale jak dotąd nie udało mi się z Nią spotkać i bliżej poznać. Nie szukałem kontaktu w przekonaniu, że Boska Wieszczka, jeśli będzie taka Wola, przyjdzie do mnie w odpowiedniej chwili. I tak się stało.
Czytaj dalej

   [ + ]

1. Meksykańska zielona bogini, roślinny zaklinacz wieszczb

Rodzimie szałwia występuje w Sierra Mazateca, w południowym Meksyku. Podczas wegetacji osiąga 0,5–1,5 m wysokości, za to w czasie kwitnienia wypuszcza pęd osiągający już nawet 3 m. Liście, aksamitne w dotyku, gorzkie w smaku, potrafią mieć do 30 cm długości i 10 cm szerokości.

Dla zachodniego świata po raz pierwszy pojawiła się w 1939 roku, kiedy to została opisana przez szwedzkiego antropologa Jeana Basseta Johnstona. Badał on wówczas zastosowanie rytualne grzybów psylocybinowych przez meksykańskich Mazateków.

Bardziej szczegółowych opisów od Johnstona dostarczyli panowie Albert Hoffman (ten sam, który wynalazł LSD) oraz Gordon Wasson. Pozyskane przez nich próbki zidentyfikowano jako nowy gatunek – Salvia divinorium. Ponadto Wasson (jako pierwszy biały) sprawdził jej działanie na sobie. Był to rok 1961. W trakcie rytuału mazatecka szamanka podała mu napój ze świeżo wyciśniętych liści. Tamtejsze doświadczenia opisywał później słowami: „tańczące kolory w wyrafinowanych trójwymiarowych wzorach”.

przypis źródło Akademia Ducha

LECZO Sunjasyn

Dostałem wczoraj leczo domowej roboty, w pudełku z tesco, jeszcze ciepłe. Od pana, który sam je przygotował. Podszedł do mnie nad rzeką, siedziałem na kamiennym murku przeciwpowodziowym przy Skałce. Jadłem chleb, zagryzałem jabłkiem; dobry chleb razowy z ziarnami (z Liszek).
 — Chcesz leczo? – zapytał.
 Nie zrozumiałem o co chodzi; dopiero kiedy oparł na murku foliową torebkę, którą trzymał w ręce, zobaczyłem pojemnik z daniem.
 — Chętnie, ale jestem wege – podziękowałem.
 — Nie ma żadnego mięsa, czyste wegetariańskie – wyjaśnił, że …dla kolegi przygotował, ale coś z tym kolegą i mi w zamian proponuje… ale jeśli nie chcę i miałbym wyrzucić…

Nie pierwszy raz ktoś mi przynosi jedzenie. W Genui w porcie na barkach, pan dał mi kawałki foccacia i pizzy zapakowane w piekarni. Było tam jedzenia na cały dzień. Niósł je bezdomnemu, który mieszkał w porcie. Tego dnia go nie znalazł, więc dał mi. Pamiętam, był zakłopotany, jakby bał się mnie obrazić. Dawanie jedzenia komuś nieznajomemu jest transgresją w kierunku odwrotnej strony żebrania. No i oczywiście uwaga na zatrute cukierki. Przecież ktoś może poczęstować Cię kwasem! :)
 Na Ukrainie częstowali mnie kwasem – napojem chlebowym z beczkowozu w upalny sierpniowy dzień. To był bardzo dobry, orzeźwiający kwas, ale kwasy zdarzają się też toksyczne i to na różnych poziomach począwszy od globalno-materialnego po psychiczno-duchowe stany świadomości włącznie.

W zeszłym roku w tym samym miejscu, na murku przy Skałce dostałem monetę. Siedziałem wtedy w półlotosie z dłonią w nieprzypadkowym położeniu (taka jedna prosta mudra dla wtajemniczonych), tyłem do przechodniów, twarzą do rzeki, Ziemi i Słońca. Oddychaj. Głęboko, przeponą. :)
 To była moneta włoska, 50 centów, na odwrocie Marek Aureliusz na koniu i złotej róży – mocny symboliczny przekaz, meaningful coincidence, synchroniczność – tak działa Wszechświat.
 Wtedy i tam moneta przypomniała mi Repubblica Italiana (la mia semi patria), wskazała wyraźnie na starożytnych mistrzów, The Secret of the Golden Flower… a nadto pokazała, że za siedzenie i oddychanie w słońcu można dostać leczo. Z chlebem z Liszek było wyśmienite :-)

leczo

OGNIE NAD GANGESEM PIER PAOLO PASOLINI - FRAGMENT "ZAPACHU INDII"

Schodzimy z rozkołysanej łódki pośród burt innych łódek i wspinamy się wzdłuż muru, który wygląda jak po trzęsieniu ziemi. Idąc tak w prochu i pyle, po brudnych schodach, docieramy do otwartej przestrzeni placu ponad murem, tam gdzie płoną zmarli.

og

Wokół stosów widzimy wielu przykucniętych Hindusów odzianych, poowijanych w swoje zwykłe szmaty. Nikt nie płacze, nikt nie jest smutny, nikt nie rusza się, by podsycić ogień: wszyscy jakby tylko czekali na to, by stos się dopalił, bez zniecierpliwienia, bez najmniejszej oznaki bólu, winy, czy zaciekawienia. Idziemy między nimi, a oni tak samo spokojni, mili i obojętni, pozwalają nam podejść aż do skraju stosu. Trudno cokolwiek w nim rozróżnić. Kawałki dobrze ułożonego i powiązanego drewna, wewnątrz których leży ściśnięty nieboszczyk, lecz wszystko jest rozżarzone tak, że ludzkie członki zmieniają się w drobne pieńki. Nie ma żadnego swądu, poza zwiewnym zapachem ognia.
 Jest zimno, dlatego zbliżamy się instynktownie z Moravią do stosu, a podchodząc coraz bliżej, szybko zdajemy sobie sprawę z przyjemnego uczucia jakie napotyka ktoś przy ognisku, w zimie, kiedy wystawia na ogień zdrętwiałe dłonie i cieszy się z bycia w grupie innych osób, przypadkowych przyjaciół, na twarzach których i ubraniach, płomień rysuje delikatnie, tańcem światła i cienia, swoją pracowitą agonię.
 Zachęceni ciepłem, przyglądamy się z bliższa martwym ciałom jakie dogorywają w stosach nie przeszkadzając nikomu. Nigdy, w żadnym miejscu, w żadnym momencie całego naszego indyjskiego pobytu, nie doświadczyliśmy tak głębokiego poczucia wspólnoty, zjednoczenia, spokoju i prawie… radości.
Pier Paolo Pasolini „Zapach Indii” (tłum. ben amin lzr)

Gilgamesz Enkidu i Szamhat

Babylon_2_l
Faisel Laibi Sahi „Enkidu and Shamhat”, ink on paper, 2004

Scena z mitu na skraju prehistorii.
Udomowienie dzikusa Enkidu przez Szamhat,
kapłankę bogini Isztar.

…she stripped off her robe and lay there naked,
with her legs apart, touching herself.
Enkidu saw her and warily approached.
He sniffed the air. He gazed at her body.
He drew close, Shamhat touched him on the thigh,
touched his penis, and put him inside her.
She used her love-arts, she took his breath
with her kisses, held nothing back, and showed him
what a woman is. For seven days
he stayed erect and made love with her,
until he had had enough 1)↓. At last
he stood up and walked towards the waterhole
to rejoin his animals. But the gazelles
saw him and scattered, the antelope and deer
bounded away. He tried to catch up,
but his body was exhausted, his life-force was spent,
his knees trembled, he could no longer run
like an animal, as he had before.
He turned back to Shamhat, and as he walked
he knew that his mind had somehow grown larger,
he knew things now that an animal can’t know.

Gilgamesh (by Stephen Mitchell) polecam tę wersję.

Gilgamesz to jest najstarszy znany tekst literacki. zapisany był na glinianych tabliczkach pismem klinowym. znaleziono go w Niniwie w XIX w. Poza tym, że odczytano z niego starszą od biblijnej wersję potopu, opisana jest w Gilgameszu wyprawa po ROŚLINĘ NIEŚMIERTELNOŚCI, w inny wymiar, w ZAŚWIATY 2)↓
 Ciekawszy wątek to udomowienie Enkidu, dzikiej strony Gligamesza… Mit można czytać na różne sposoby. Dla przykładu i kontekstu, w Biblii Ewa daje Adamowi jabłko, które jest symbolem „upadku” (grzechu pierworodnego… Lucyfer jako wąż, pokusa boskości, chęć wiedzy i nieposłuszeństwo). W Gligameszu dla odmiany Szamhat, kapłanka bogini Isztar, podaje mu KWIAT (podobno w świątyniach Isztar było jak w Koryncie :-)
 Szamhat Enkidu oddaje siebie, sztuką miłości go udomawia; dzikusa, który żył dotąd w puszczy z gazelami… uczłowiecza go zarazem, lecz jest to obraz ambiwalentny: Enkidu coś traci, przestaje należeć do gatunków zwierząt, ale doznaje czegoś innego, rozszerzenia umysłu? świadomości? Stephen Mitchell ujął to: poczuł był on że „his mind had somehow grown larger”.
 W szerszym kontekście (perma kulturowym :-) ta mityczna opowieść, przedstawia czasy wielkiej przemiany na terenach Żyznego Półksiężyca, czasy rewolucji neolitycznej, przejścia od paleolitycznej kultury zbierackiej, koczowniczo-nomadycznej, szamańskiej, do kultury osiadłej, z hierarchią społeczną i kastami rządzących. Wtedy narodziło się społeczeństwo (które teraz chodzi do kościołów i do wyborów :-) Stało się to dzięki nadwyżce żywności, wynalezieniu radła i orki pociągowej… Na przeoranej pługiem ziemi wyrosły wtedy miasta. Jednym z nich było Uruk, stolica Gilgamesza sprzed pięciu, sześciu, siedmiu tysięcy lat.

   [ + ]

1. Literally, “She took off her robe, she exposed her vagina, and he took in her voluptuousness. She didn’t hold back, she took his vital force. She spread out her robe and let him lie upon her, she stirred up his lust, the work of a woman. With passion he embraced and caressed her, for six days and seven nights Enkidu remained erect, he made love with her until he had had enough of her delights.”
2. z okazji zbliżającego się święta Zmarłych -.-