O życiu pitagorejskim Jamblich
Pitagoras… «ustanowił dla wszystkich prawa dotyczące sposobów odżywiania się. Tym wśród filozofów, którzy oddawali się całkowicie kontemplacji, jako najdoskonalszym, raz na zawsze zakazał określonych pokarmów nie pozwalając, by kiedykolwiek spożywali istoty żywe, pili wino ani by składali zwierzęta w ofierze, ani też by w jakikolwiek sposób je krzywdzili, nakazując natomiast, by przestrzegali gorliwie nakazów sprawiedliwości wobec nich. I sam żył w ten sposób, nie jadając mięsa i modląc się przed ołtarzami nie splamionymi krwią, i dążył do tego, by i inni nie zabijali zwierząt, które są jednej z nami natury, oswajając i wychowując dzikie zwierzęta słowem i czynem, miast im szkodzić karami. Nakazywał również politykom i prawodawcom powstrzymywać się od jedzenia istot żywych; nie godzi się bowiem tym, którzy chcą postępować ze wszech miar sprawiedliwie, dopuszczać się niesprawiedliwości wobec istot nam pokrewnych. Jakże mogliby bowiem nakłaniać innych do sprawiedliwego postępowania, gdyby sami podlegali oskarżeniu o pogwałcenie pokrewieństwa ze zwierzętami, które polega na tym, że im i nam wspólne jest życie i elementy, co łączy zwierzęta z nami postacią braterstwa. Innym wszelako, których życie nie było całkowicie czyste, święte i poświęcone umiłowaniu mądrości, zezwalał na spożywanie niektórych zwierząt. Lecz i im wyznaczał okresy abstynencji. Prawem ustalił, iż nie wolno im było jeść serca ani tykać mózgu; tego zabronił w ogóle wszystkim pitagorejczykom. Te części ciała są bowiem najważniejsze; są to jakoby stopnie i siedliska myśli i życia. Ustanowił zaś i inne przepisy, wyprowadzając je z natury boskiego rozumu. Dlatego nakazał powstrzymywać się od spożywania malwy, ponieważ jest ona zwiastunką i znakiem sympatii bytów niebiańskich wobec ziemskich. Zalecał również powstrzymywanie się od morskiej ryby, zwanej melanura, należy ona bowiem do bogów podziemnych; z tej samej przyczyny zabraniał spożywania barweny. Z wielu religijnych, naturalnych i związanych z duszą przyczyn nakazywał również powstrzymywanie się od jedzenia bobu. Ustanowił również inne przepisy, podobne do wymienionych, podejmując jako pierwszy zadanie, by prowadzić ludzi do doskonałości przez sposób odżywiania się.»
Jamblich, „O życiu pitagorejskim” rozdz. XXIV
Porfiriusz o Pitagorasie martwy peron
Żywot Pitagorasa Porfiriusz
«Zobaczywszy zaś w Tarencie byka jedzącego bób na mieszanym pastwisku [tj. porosłym wieloma gatunkami roślin], podszedł do pasterza i poradził mu, by powiedział zwierzęciu, aby powstrzymywało się od bobu, a gdy pasterz zadrwił z Pitagorasa, mówiąc, że nie zna byczego języka, sam zbliżył się do zwierzęcia i naszeptał mu do ucha; byk nie tylko natychmiast zostawił bób, lecz również w przyszłości nigdy bobu nie tykał. Tenże byk później w Tarencie obok świątyni Hery dożywał swojej starości…»
«…jak powiada Eudoksos w siódmej księdze „Opisu Ziemi”, Pitagoras odznaczał się taką czystością obyczajów i niechęcią do zabijania i zabijających, że nie tylko powstrzymywał się od spożywania istot żywych, lecz nie zbliżał się w ogóle do kucharzy i myśliwych…» Porfiriusz „Żywot Pitagorasa”.
Motywy wegetarianizmu martwy peron
Wegetarianie.pl
veganblog.it
puszka.pl wege książka kucharska
l’erboristeria.com LE RICETTE DELLA CUCINA NATURALE
La Comune di Bagnaia
Un frammento di utopia – Part 1
Part 2
Part 3
Un altro giro di giostra Tiziano Terzani
SAPEVO che quando fosse toccato a me parlare, quella era l’occasione per scrollarmi di dosso un grande peso.
Non avevo nulla di terribile da confessare. Dovevo solo presentarmi, ma avevo deciso di farlo senza riferirmi in alcun modo all’«io» che ero stato e questo mi sembrò una liberazione. Il mio nome, il mio lavoro, la mia nazionalità, tutto quello a cui un tempo sarei ricorso per definirmi, non mi parevano più «miei». Non mi riconoscevo più in quei pezzi d’identità. Mi ci sentivo intrappolato. Certo: erano parte della vita che avevo fatto, la vita di cui avevo goduto, ma erano anche i pezzi della vita che mi aveva portato prima alla depressione, poi al resto, e il lasciarmi tutto alle spalle per avviarmi verso qualcosa di completamente nuovo era un vero sollievo.
Il «nuovo» era già cominciato e accidenti se era diverso da tutto quello che era stato «mio» fino ad allora!
Ero shisha (uno che merita di studiare) in un ashram (eremo) nel Sud dell’India; vivevo in una cameretta spartanissima con una branda, un tavolino e uno sgabello di ferro; mangiavo con le mani, seduto per terra in un grande refettorio, da un piatto di acciaio inossidabile in cui, da grandi calderoni, mi venivano messe un paio di romaiolate di una qualche pappa strettamente vegetariana; studiavo i testi sacri indiani; prendevo lezioni di sanscrito, la lingua originaria in cui da qualche millennio quei testi venivano tramandati, e, stonato come sono, cercavo di imparare a cantare gli antichi inni vedici e i mantra, le formule magiche con cui si invoca l’aiuto divino per superare gli ostacoli sulla via della Conoscenza.
Czytaj dalej