Zhuangzi

WĘŻOWA SYNCHRONICZNOŚĆ powiastka ekozoficzna

Mówiłem o tym na warsztatach, część z Was mogła już słyszeć jak zdarzyło mi się uratować zaskrońca, ale wtedy nie powiedziałem wszystkiego, dlatego dzisiaj proponuję Wam tę historię jako powiastkę ekozoficzną :)

W Ustroniu latem – miło wspomnieć o tej porze roku przejażdżkę rowerową wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Wisły, aż do turystycznego centrum gdzie z bulwaru nadrzecznego wjechałem na ulicę. W sezonie zdarza się tam spory ruch, owego dnia, w tamtej właśnie chwili nadjeżdżało z obu stron kilka samochodów, ale były na tyle oddalone i jechały na tyle wolno, że mogłem śmiało (ale też bez ociągania) włączyć się do ruchu.
 Zaledwie znalazłem się na prawidłowym pasie jezdni z pobocza dokładnie przede mnie wypełznął wąż, dorodny zaskroniec, miał na pewno ponad metr gdyby go rozciągnąć. Piękny. Błyszczący czarny metalik z pomarańczowymi zausznikami :-)

Na gładkiej asfaltowej nawierzchni wąż miał problem z przyczepnością, uwijał się w stresie jak wstęga w ręku gimnastyczki a wolny był tak, że można by go bez problemu złapać.. Żadnych punktów podparcia ani żadnego schronienia.. – bez pomocy nie przeżyłby tej próby przedostania się na drugą stronę, a działać trzeba było natychmiast: za mną zbliżał się samochód, z naprzeciwka też w odległości, że ten z tyłu mógłby zechcieć mnie wyprzedzić – bardzo niebezpieczna dla węża sytuacja, bo za chwilę znajdzie się na drodze rozpędzonego auta i zginie pod kołami.. – widziałem to co się zaraz stanie, więc dając znak ręką zjechałem na środek i zatrzymałem się z rowerem w poprzek wymuszając dla węża pierwszeństwo.

Gdybyście widzieli minę kierowcy, tego z tyłu co pierwszy musiał przystanąć – prowadził sportowe audi z obniżonym podwoziem – spojrzał na mnie z horrendalnym grymasem, a jego łysy pasażer z wyrazami: „gdzie z tym pedalskim rowerem? debilu!” ..w odpowiedzi wskazałem im węża, a wąż – wierzcie mi – był naprawdę imponujący w spowolnionym, nerwowo-płynnym ruchu. Ich wzrok zafalował za jego sinusoidą i zostali zahipnotyzowani urokiem, rozładowani z frustracji, a na twarze wylała im się błogość ;-)

Auto z naprzeciwka również przystanęło, kierowca widział z dala, że coś się dzieje. A wąż miał już blisko. Jak tylko sięgnął głową i szyją pierwszych kamyków, z nagła przyspieszył, wśliznął się i znikł był w zaroślach pobocza.
 Tym razem przeżył niebezpieczne przejście, można by powiedzieć: miał szczęście, że w przyczynowo-skutkowym łańcuchu zdarzeń wypełznął akurat przede mną. …można by mówić i na tym poprzestać, gdyby nie to, co stało się nieco wcześniej. Czytaj dalej