gotowanie

menu popostowe po dziesięciodniowej głodówce

śniadanie: [przed szóstą] ryż czerwony (z czarnym na zmianę) z bananami, orzeszkami nerkowca i tamaryndem

drugie śniadanie: [około dziewiątej] tofu (tahu) z sosem sojowym kecap asin, ziemniaczki gotowane w całości bez soli, uduszony kangkung (indonezyjski szpinak) albo liście kassawa.

w międzyczasie owoce: mangosteny, dokong, ananas…

obiad: [popołudniu około trzeciej] zupa kalafiorowo-fasolkowa (warzywna), w niej kapusta, kalafior, pomidor, marchewka, jicama albo ziemniak (albo razem), szalotka, czosnek, cebulka szczypior, fasolka mung, orzeszki arachidowe albo tempeh, oliwa, cztery łyżki kecap asin na dwa litry zupy.

po zupie i po chwili: DURIAN :)

kolacja: [przed szóstą] powtórka obiadu :)

Zapach występku dla Malkoshki

w sobotnie popołudnia, po powrocie ze zboru i po obiedzie, przychodził do nas wujek Heniek, z ciocią Anią i małym Marcinem… przychodzili w odwiedziny, „na kawę”.

na początku lat 80-tych, w czasach polskiego „wielkiego kryzysu”, kawa była towarem luksusowym. docierała do nas w paczkach z Reichu. była to kawa w ziarenkach, która ma taką zaletę (inni powiedzą wadę), że zanim się ją zaparzy, trzeba jej najpierw namielić… w tamtych czasach kawa zmielona, taka co obecnie zdominowała rynek, nie była jeszcze dostępna.
 aby namielić dobrej kawy trzeba mieć młynek, który mieli porządnie, „na drobno”, a nie tylko „rozgryza” ziarenka, co często zdarzało się peerelowskim młynkom. z tego powodu u nas w użyciu był młynek Johana… to był dobry, przedwojenny 1)↓ młynek na korbkę, z drewnianą wysuwaną szufladką…
 Johan był bratem dziadka, pił kawę :-) i zamieszkał po wojnie w Bawarii, a jego młynek trafił do nas, bo nikt w rodzinie nie był nim zainteresowany, dlatego, że wśród adwentystów (którzy z zasady powstrzymują się od używek) kawa była tematem sporu: można ją pić bez uszczerbku na ciele i duszy, czy nie można? stąd sobotnie spotkania przy kawie po powrocie ze zboru, a zwłaszcza jej ceremonialne parzenie, było u nas czymś więcej niż w innych domach.
 u nas parzenie kawy miało urok występku, w którym brałem udział, bo to ja tę kawę dla wszystkich mieliłem, a że młynek był nieduży, w trakcie mielenia trzeba było raz albo dwa razy opróżniać szufladkę… więc kręciłem korbką i dosypywałem ziarenek, tymczasem wokół toczyła się rozmowa… nieraz korbka blokowała się na twardym ziarenku, wtedy trzeba było zrobić pół obrotu „wstecz”, a potem zerknąć do szufladki i w kółko dalej mielić przy rozmowie i cieście…
 ach, ten urokliwy ceremoniał „parzenia kawy”, jej mielenia przede wszystkim. co z niego zostało teraz, w czasach „gotowców”, które wystarczy zalać wrzątkiem?
 pamiętam, młynek Johana wyszedł z użycia, kiedy pojawił się jego elektryczny następca i skończyło się kręcenie korbką. odtąd kawę mielił tata, mielił szybko i z hałasem… wkrótce ktoś zauważył, Heniek?, że ten postęp coś nam odebrał, i nawet smak kawy takiej elektrycznie zmielonej też jakby się zmienił… ale dla młynka Johana już nie było powrotu, bo skończył się kryzys, a ze znów pełnych sklepów zniknęła kawa w ziarenkach.
 trzeba było chyba z piętnaście lat czekać, by pojawiła się ponownie ekskluzywnie, znowu w ziarenkach, świeżo prażona, świeżo zmielona wraz z towarzyszącym jej zapachem… występku :-)

   [ + ]

1. w latach 80-tych przedwojenne rzeczy nadal były w użyciu i cieszyły się dużym szacunkiem, bo powszechnie wiadomym było, że to co zrobiono przed wojną miało jakość nie taką lichą, jak rzeczy produkowane za Komuny.

czerwony ryż z czosnkiem askalońskim prostota smaku

składniki:

  • czerwony ryż
  • czosnek askaloński (tzw. cebulka szalotka) po indonezyjsku bawang merah
  • ząbek czosnku
  • kecap asin (indonezyjski słony sos sojowy)
  • oliwa

procedura:
ryż (oczywiście wersję integralną) zagotować w odpowiedniej ilości wody, tak by się nie przypalił i by nie trzeba było odcedzać nadmiaru (podstawa makrobiotyki).
 obrać szalotkę i pokroić… wymaga to znacznie większej ilości pracy niż w przypadku jednej większej cebuli; warto się jednak pomęczyć, bo czosnek askaloński (po indonezyjsku bawang merah ma przyjemny, łagodny smak, no i jest ładny, a to też ważne.
 do pokrojonej szalotki można dodać również ząbek rozgniecionego i posiekanego zwykłego czosnku, potem wrzucić te wszystkie rozdrobnione czosnki do garnka z gotującym się ryżem.
 dodać łyżkę słonego sosu sojowego – użyłem indonezyjskiego kecap asin, ale ten sos nie ma w sobie nic szczególnego, smakuje jak Maggi; dodałem go, bo przede wszystkim słony.
 kiedy ryż jest gotowy, przesypać na talerz i polać oliwą.
 dobre. smakowite. proste i zdrowe, i było by makrobiotyczne, gdyby nie ta oliwa… bo przywieziona z tak daleka, z samej Italii pewnie przyleciała w jakimś cargo jetcie… kupiłem ją w desperacji, gdy bardzo, bardzo zatęskniłem za włoskim smakiem. przepraszam.
 …a o indonezyjskim czosnku askalońskim, który jest „wisienką” w tym ryżowym talerzu tutaj można przeczytać więcej.

Masanobu Fukuoka from "The One-Straw Revolution"

The art of cooking begins with sea salt and a crackling fire. When food is prepared by someone sensitive to the fundamentals of cookery, it maintains its natural flavor. If, by being cooked, food takes on some strange and exotic flavor, and if the purpose of this change is merely to delight the palate, this is false cooking.

Masaonobu Fukuoka from „The One-Straw Revolution”

KOLOROWA PAPRYKA Z ŻYTEM

składniki:

  • świeża papryka (czerwona, żółta, zielona – jeśli ma wyjść mała porcja wystarczy po kawałku z każdej – na jedną osobę po połowie na przykład albo trzeciej części)
  • marchewka
  • ziemniak
  • marynowane zielone papryczki lekko pikantne
  • kapary marynowane
  • suszone pomidory albo jeden świeży albo i suszone i świeże razem :-) suszone są słone, mają już wystarczającą ilość soli więc dodatkowo nie solić
  • żyto albo inne ziarno ale żyto najlepsze bo z lekka kwaskowate
  • cebulka

procedura:
żyto namoczyć (z rana wystarczy zalać porcję na obiad), takie namoczone nastawić do gotowania nieco wcześniej (namoczone gotuje się z pół godziny), tymczasem pokroić paprykę i pomidory (suszone na drobne kawałki), marchewkę i ziemniak (jeden średni na jedną porcję), pokroić pikantne papryczki i dodać łyżkę kaparów na jedną porcję. pokroić cebulkę i podsmażyć na oliwie na patelni, dodać warzywa, dodać zagotowane żyto (razem z wodą, w której się gotowało i dusić wszystko pod przykrywką aż ziemniaki będą dobre. pycha

szparagi

szparagi z ziemniakami, marchewką, cebulą i quinoa (duszone na patelni razem) a na koniec, już na talerzu, posypane gomasio. quinoa do szparagów bardzo mi pasuje.