Tower C. G. Jung

Dzięki pracy naukowej z wolna udawało mi się oprzeć moje imaginacje i treści nieświadomości na pewnym gruncie. Słowa i papier nie były wszakże, w moich oczach, dość realne; trzeba było jeszcze czegoś. Moje najskrytsze myśli i własną mą wiedzę powinienem niejako wyryć w kamieniu – w kamieniu wyryć moje credo. Tak narodziła się wieża, którą zbudowałem sobie w Bollingen. Pomysł ten może wydać się niedorzeczny, ale ja go zrealizowałem; dało mi to nie tylko niepospolitą satysfakcję, ale było też pełnym znaczenia spełnieniem.
 Od początku miałem pewność, że trzeba budować nad wodą. Zawsze mnie pociągał szczególny urok brzegów górnego Jeziora Zuryskiego, toteż w 1922 roku kupiłem działkę w Bollingen. Znajduje się ona w okolicy Menirad i była dobrem kościelnym – dawną własnością St. Gallen.

Początkowo nie myślałem o prawdziwym domu, tylko o parterowej budowli z paleniskiem pośrodku i miejscami do spania wzdłuż ścian – czymś w rodzaju prymitywnego domostwa. Przed oczyma miałem obraz chaty afrykańskiej: pośrodku płonie otoczony kilkoma kamieniami ogień, wokół toczy się życie rodzinne. W gruncie rzeczy prymitywne chaty są urzeczywistnieniem idei Całkowitości – rzec można: całkowitości rodzinnej, w której uczestniczy nawet drobny inwentarz. Coś takiego chciałem właśnie zbudować – domostwo odpowiadające pierwotnym uczuciom człowieka. Powinno dawać poczucie bezpieczeństwa, nie tylko w sensie fizycznym, ale także psychicznym. Lecz już w czasie pierwszych prac zmieniłem plan, bo wydawał mi się zbyt prymitywny. Zrozumiałem, że muszę zbudować prawdziwy piętrowy dom, a nie tylko przycupniętą do ziemi chatę. Tak narodził się w 1923 roku pierwszy okrągły dom. Kiedy został ukończony, zobaczyłem, że jest to prawdziwa wieża, w której można zamieszkać.
 Uczucie spokoju i odnowienia, jakie od początku wiązało się dla mnie z wieżą, było niezwykle silne. Wieża była dla mnie jak matecznik. Powoli zacząłem jednak odnosić wrażenie, że nie wyraża ona wszystkiego, co jest do powiedzenia. Czegoś tam jeszcze brakowało. Dlatego cztery lata później, w 1927 roku dołączona została budowla środkowa z aneksem w kształcie wieży.
 Po jakimś czasie znowu miałem uczucie niedosytu. I w tej formie budowla wydawała się prymitywna. Toteż w roku 1931 – znów minęły cztery lata – rozbudowałem aneks w kształcie wieży; teraz była to prawdziwa wieża. W tej drugiej wieży jedno pomieszczenie przeznaczyłem wyłącznie dla siebie. Myślałem przy tym o domach indyjskich, w których z reguły jest jedno pomieszczenie, choćby kąt pokoju oddzielony zasłoną, dokąd można się wycofać. Medytuje się tam przez pół godziny czy może przez kwadrans lub praktykuje ćwiczenia jogi.

W roku 1935 zrodziło się we mnie pragnienie posiadania kawałka ogrodzonej ziemi. Potrzebowałem przestrzeni obszerniejszej, otwartej na niebo i na naturę. Z tego powodu – znów upłynęły cztery lata – dodałem podwórzec i loggię od strony jeziora. Stanowią one czwartą część całości, oddzieloną od trzech części korpusu. Tak powstała czwórca, cztery części różnej konstrukcji, do tego w ciągu dwunastu lat.
 Po śmierci żony w 1955 roku poczułem wewnętrzny przymus, by stać się takim, jaki jestem. W języku domu w Bollingen: odkryłem nagle, że środkowa część budynku, dotąd niska, wciśnięta między dwie wieże, przedstawia, rzec można, mnie samego czy też moje „ja”. Podwyższyłem ją więc, dobudowując piętro. Wcześniej nie byłem w stanie tego zrobić – uważałbym to za wyraz zarozumiałej afirmacji siebie. To moje posunięcie wyrażało jednak osiągniętą z wiekiem wyższość „ja” albo świadomości. W ten sposób, rok po śmierci żony, całość została ukończona. Budowa pierwszej wieży rozpoczęła się w 1923, dwa miesiące po śmierci mej matki. Daty te pełne są znaczenia, ponieważ – jak zobaczymy później – wieża związana jest ze zmarłymi.
 Od początku wieża była dla mnie miejscem dojrzewania – macierzyńskim łonem lub formą macierzyńską, w której znowu mogłem być taki jaki jestem, jaki byłem i jaki będę. W wieży czułem się tak, jakbym odrodził się w kamieniu. Widziałem w niej urzeczywistnienie tego, co dotychczas ledwie podejrzewałem – przedstawiała indywiduację. Będąc pamiątką aere perennius wywierała na mnie dobroczynny wpływ, jako wyraz akceptacji tego, czym jestem…
fragment C. G. Jung „Memories, Dreams, Reflections” tłumaczenie Ben Lazar

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *